piątek, 20 listopada 2015

4. Hot ki...mokka

Siedziałam w biurze i patrzyłam przez okno. Przede mną leżała lista zadań, całkiem spora lista. Musiałam podskoczyć po informacje o Bieberze. W końcu kiedyś muszę zacząć pisać ten felerny artykuł. Miałam wywiad z klientem, a dodatkowo czekała na mnie cała teczka faktur.

Mimo natłoku obowiązków nie mogłam przestać gapić się w okno. Myślałam o Justinie. I to nie bez powodu. Walenie w ścianę, nagie spotkanie i kot uciekinier sprawiły, że nie mogę go wyrzucić z głowy. Powinnam martwić się o zdobywanie większej informacji o nim.

Wsparłam czoło na biurku i parę razy uderzyłam nim w blat, może to pomoże. Justinowi chyba służy... W między czasie usłyszałam pukanie do drzwi - ...Proszzzzz
-Elena, to te mizerne fakty o Twoim temacie. Aha i duża kawa!

Kochana Ash, nie prosiłam, a ona i tak mnie wyręczyła. Myśli za wszystkich w tej firmie.

-Czemu mizerne? - zapytałam z niepokojem w głosie.

-Nie będziesz zła?

-Do rzeczy. - wymamrotałam, będąc bardziej zainteresowana dużą mokka postawioną na moim biurku

-No więc, Justin Bieber jest nieuchwytny

-Co masz na myśli?

-Niedysponowany

-Ashl..

-Niedaszradynapisaćtegoartykułu

-CO

-TO

-ASHLEY!

-Bieber parę lat temu wykupił domeny plotkarskich stron internetowych i powstawiał nic nie warte informacje. Nie kalkulują się z tym co pisały kiedyś, kiedykolwiek gazety z jego krótkimi odpowiedziami

-DLACZEGO DO CHOLERY MI TO MÓWISZ? - wybuchnęłam tak, jak moje niskie libido.

-Pomyślałam, ż..

-To pytanie retoryczne

-Aha

I takim oto sposobem jestem w ciemnej, czarnej, dupie. - Dobra Ashley nie mam siły dzisiaj pracować - odepchnęłam się od fotela i wstałam, zostawiając wszystkie papiery za sobą. Wyminęłam dziewczynę z rozdziawioną gębą, krzycząc za sobą - Wszystkie spotkania przełóż na przyszły tydzień - i trzasnęłam drzwiami.

***


Jechałam samochodem. Słuchałam ulubionej składanki, którą dostałam od kuzynki, podczas pakowania swoich manatków do przeprowadzki tutaj. Pomyślałam, że taka przejażdżka dobrze mi zrobi. Potańczę na siedząco. Porobię trochę głupich min i pośpiewam moim super głosem. I zapomnę, że mam problem, który ciągnie się za mną niczym mysz na wrotkach.

Nie pozostaje mi nic innego, jak wrócić do domu i strzelić sobie kielich wina. Dokładnie tak, kielich.
Podjeżdżając pod wieżowiec Aplin nadal stał na swoim miejscu. Zakluczyłam swojego grata i wlekłam nogi na samą górę, wybierając trochę fitnessu w postaci schodów zamiast windy.

Moje kroki stały się coraz wolniejsze. Zaczęło kręcić mi się w głowie, a im wyżej byłam tym bardziej świat zaczął wirować. Słaba głowa zaczęła mi płatać figle, drzwi wydawały się być dalej niż mi się zdawało. Przystanęłam na chwilę i oparłam się ręką o znajome drzwi Wallbangera. Po przymknięciu oczu, odzyskałam spokój, a zyskałam ogromną pewność siebie. Zawaliłam kilka razy pięścią w drzwi, a kiedy z drogiego drewna wrota z portalem się otworzyły i stanął w nich Bóg mojej małej przyjaciółki rzuciłam się na niego z jęzorem i wepchnęłam go do jego ust. Ta pewność siebie nie odeszła, nadal trwała co najmniej tysiąc razy większa, przez co najmniej pięć minut.

***

A/U; krótko, ale treściwie.