sobota, 30 stycznia 2016

8. Beware From the Alcohol

Miłego Czytania! ;)
notka na dole
Zapraszam do zadawania pytań! ASK

***
Zanim weszłam do mieszkania drzwi, którymi przed chwilą trzasnęłam znów się otworzyły. Aż za szybko. Odwróciłam się, a w nich stał zmieszany Justin. - Nadal mamy pokój? - zapytał.

Przewróciłam oczami - trzasnęłam drzwiami, swoimi drzwiami. Chciałam skręcić do kuchni, kiedy wystraszyło mnie walenie. - Elena, czy nadal mamy pokój?! - wrzasnął 

-Odwal się, dupku! - tym razem ja - jak nie ściana, która jest cienka jak prześcieradło, to teraz drzwi! Nie masz dość?!

-Nie przestane walić dopóki nie odpowiesz, czy mamy sojusz!

Łup. Łup. Łup.

-Nie! Nie mamy! A teraz won, zanim zadzwonię po policję!

Walenie ustało, a ja w końcu mogłam odpocząć. Było późno, myśli dosłownie rozrywały mi głowę. Od jej pulsacji rzuciłam się na czekoladę i alkohol. Słodycz w nad­mia­rze, to rzecz obojętna, serio, a żądza prze­jada się równie prędko, jak cukier. Jeżeli chodzi o alkohol, to boję się tego, jak będę jutro się czuła, po tylu promilach, więc wolę być cały czas trochę pijana.

Nie żałowałam go. Naprawdę go nie żałowałam. I o matko, jakie on umie przyrządzić pulpety. W męskich ramionach, jest to poczucie bezpieczeństwa, którego mi w życiu trzeba. A w jego ramionach, silnych i umięśnionych, to już w ogóle. Jednak w mojej głowie zaświeciła się lampka kontrolna, która ostrzegała przed zbytnim zbliżeniem się do Wallbangera. Musiałam być ostrożna. Mówią, że os­trożność jest matką po­wodze­nia. To niep­rawda, bo gdy­by była os­trożna, nie zos­tałaby matką, a kiedy na­dejdą nie­szczęścia, za późno na ostrożność.  

Podobaliśmy się sobie i to bez wątpienia. Jednak jego kręci ognisty i długodystansowy seks. Okej, mnie też, ale on ma harem, a ja wolne od facetów. Więc lepiej trzymajmy się od siebie z daleka. Tak będzie najlepiej dla rozprawki o nim, której pierwszą część muszę oddać już za dwa dni.

Wzięłam kota pod pachę, bo potrzebowałam teraz męskiego towarzystwa, w drugiej ręce trzymałam resztę zaczętej czekolady. Weszłam do łóżka całkowicie, przygniatając Clayton'a. Nie przejmowałam się teraz ubraniem. Zestresowana, objedzona czekoladą i z kotem, który wydawał z siebie dźwięki wołania o pomoc, zasnęłam.

***

Kolejne uczucie nie do opisania. Poranek przyszedł, tak szybko, że czułam się, jakbym zamknęła oczy na sekundę i pojawił się nowy dzień. Bez sensu.

Obudziły mnie rażąco-przerażające promienie słońca, które całkowicie oślepiały moją spuchniętą twarz. No nie czułam się teraz, jak milion dolarów, a kiedy spojrzałam w lustro - zdecydowanie też, tak nie wyglądałam. Przyłożyłam dłoń do warg i zrobiłam wydech, a potem szybko powąchałam. 
Róże, to to też nie były.

Pochylałam się nad umywalką w łazience. Westchnęłam. Pozwoliłam sobie na chwilkę fantazji i wspomnień z poprzedniego dnia. Na szczęście moja wewnętrzna dziwka szybko się ogarnęła, bo naj­bar­dziej prze­rażającym dźwiękiem na świecie jest bi­cie włas­ne­go ser­ca. Nikt nie lu­bi o tym mówić, ale to praw­da. Jest to dzi­ka bes­tia, która w sa­mym środ­ku głębo­kiego strachu do­bija się ol­brzy­mią pięścią do ja­kichś wewnętrznych drzwi, by ją wypuścić. Boję się? Jak cholera.

Poruszałam się po kuchni w ciszy, bo każdy najmniejszy dźwięk doprowadzał mnie do szału. Nawet nakrzyczałam na kota za to, że jego chrupki wydają okropnie głośny dźwięk, kiedy sypie się je do miski. A to przecież nie była jego wina.

Odmierzyłam sobie część zmielonych ziaren kawy i zalałam wrzątkiem. Pochylałam się nad kubkiem z kawą, podpierając czoło całkowicie skacowana. - Właściwie, jaki jest dzisiaj dzień? - zapytałam sama siebie. I stało się. 

Pędem zerwałam się do szafy, żeby wybrać jakąś przyzwoitą spódnicę. Ubierałam się w pośpiechu i nie zwracałam uwagi na to, że z przodu bluzki miałam metkę. Wybiegłam z mieszkania, rozumiejąc, że winda będzie jechała wieki, dlatego wybrałam schody. Zbiegając o mały włos bym się nie zabiła, a kiedy pokonywałam ostatni stopień, przypomniało mi się o kluczach do auta i telefonie. - Kurwa! - krzyk rozniósł się po klatce schodowej. Biegłam w służbowych szpilkach po schodach. Nie było to wygodne. Zabrałam wszystko, co potrzebne z szafki, biorąc przy okazji torebkę z dokumentami. Po raz kolejny kilkadziesiąt stopni schodów i ciężkie metalowe drzwi oddzielające korytarz od klatki schodowej do przebrnięcia. Karciłam siebie w myślach za słabą kondycję. Mo­ja kon­dycja jest bar­dzo zła, tak więc co chwi­le łapałam za­dyszkę. Wsiadając do samochodu już widziałam przed sobą licznik szybkości, który osiąga maksymalną prędkość. Kiedy dotarłam pod biurowiec byłam usatysfakcjonowana; korki, skleroza, śmierdzący oddech nie powstrzyma mnie przed oddaniem ciekawych informacji o Bieberze i cieszyłam się, że wreszcie się ich pozbędę. Jednak tak się nie stało. Pocałowałam klamkę. PRZECIEŻ DZISIAJ JEST, KURWA, SOBOTA. Moja głowa opadła bezczynnie na kierownicę i rozbrzmiał dźwięk klaksonu.

Postanowienie na dziś? Zero alkoholu do trzydziestki.

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do najważniejszych pań w moim życiu. - Macie ochotę na śniadanie?

*** 

-Chyba się nie zakochałaś, co? - dopytywała się Julia, jedząc swoje jajka z bekonem. Była niedziela. Umówiłyśmy się na śniadanie. Typowo babskie śniadanie w ulubionym bistro Annie - Bo, ile razy ten fagas Ci się śnił? 

-Zakochać? Zwariowałaś? To idiota. 

-Oczywiście, że się nie zakochała! Nie pozwoliłabym jej na stracenie stołka u Joshua. - dopowiedziała Annie, odgarniając włosy z ramienia i wprowadzając tym w zachwyt cały stolik prawników, którzy nie spuszczali jej z oczu, odkąd weszła. 

Julia rozsiadła się wygodnie na krześle, przyglądając mi się tym wzrokiem, przez który moja twarzy wyglądała teraz, jak wielki pomidor. - Odczep się, małpo - patrzyłam na nią, rumieniąc się ze złości.

-Właśnie, odczep się, małpo. El dobrze wie, że nie...- Annie zatrzymała się w pół słowa, krzycząc na całą knajpę. - KURWA ELENA!

Wzrok ludzi od razu skierował się na nas, jakby nie mieli nic innego do roboty. 

-Kurde, Elena, błagam powiedz, że się w nim nie zakochujesz. Bo się nie zakochujesz, prawda? -naburmuszyła się Annie.

-Oczywiście, że nie, wy wariatki!

Julia poklepała mnie po ramieniu. - Ale jest niezły, co?

-Pewnie, że tak! Ale jest też bogatym snobem i dupkiem! 

-Nie do wiary, że poprzedni sąsiedzi Cię nie ostrzegli. -powiedziała Annie, przejeżdżając palcem po szklance.

-Nie mogli, bo nikt tam nie mieszkał wcześniej. Wydawało mi się to super, teraz już tak nie jest. Nawet jeśli, to Justin dużo podróżuje, sam mówił i tak mówią sąsiedzi z dołu. Mieszka tam odkąd kupił budynek i nazwał go swoim nazwiskiem. Dupek, co? - Uświadomiłam sobie, że uzbierałam dość sporo informacji o nim, ale nadal nie wystarczająco.

-Wydaje mi się, czy wy niedawno zaczęliście mieć ze sobą spokój?

-Tak, ale w piątek po wernisażu, wbiła do niego ta, co krzyczy po portugalsku, kiedy szczytuje. On się wkurzył. Ja się wkurzyłam. Ogólnie dużo trzaskania drzwiami. I zamiast w ścianę, walił tym razem w drzwi. 

-Kiedy oddajesz artykuł? - zaciekawiła się Julia. 

-Pierwszą część w poniedziałek, a drugą za parę tygodni, może dłużej. Nie publikujemy po części, bo wszystko musi ze sobą współgrać i wszystko musi być w nim zawarte. Wydaje mi się, że Joshua musi to jeszcze sprawdzić.

-To może w następny weekend czas na jakąś imprezkę? - Annie klasnęła w ręce, a Julia od razu się zgodziła.

-Ale ma być kulturalnie. - pogroziłam palcem.

Wróciłyśmy do jedzenia. Do ożen­ku pot­rze­ba ko­biety, z którą człowiek nie tyl­ko chętnie by się przes­pał, ale jeszcze miał ochotę na wspólne śniadanie. Kochałam jeść śniadania.

-A masz z nim sprośne sny? Opowiadaj. - jedna zaczęła z ogromną radością.

Odpłynęłam do tych kilku nocy w ciągu dwóch tygodni, kiedy nawiedzały mnie sny z Wallbangerem w roli głównej. Sny nie mówią nam o tym, co się zdarzy, ale o tym, co dzieje się te­raz. Nie mówią przyszłości, ale od­kry­wają te­raźniej­szość, dokład­niej niż wiel­ka myśl. Sny pod­po­wiadają ci, kim jes­teś, zwłaszcza po dniu, który zamącił ci w głowie i zdruz­go­tał, zmuszając do obo­wiązków i pod­porządko­wania się re­gułom. Niektóre były przyjemne, a nie które takie, które zmuszały do obudzenia się z krzykiem. Sen, każdy sen, jest jak psycho­za. Ze wszys­tkim, co do niej na­leży: po­mie­sza­niem zmysłów, sza­leństwem, ab­surdem. Ta­ka krótkot­rwała psychoza. 

-Proszę dokończyć jeść, moje panie - poinstruowałam, kiedy zobaczyłam, że obydwie przyjaciółki czekają na dokładną relację.

***

Poniedziałek. Godzina 6:03. Zamykałam właśnie kartą swoje drzwi, które, albo mi się wydaje, po waleniu obluzowały się z zawiasów. To co dopiero jest ze ścianą... Przeszłam przez korytarz, docierając do windy. Półprzytomna kliknęłam guzik. Byłam tak przejęta dzisiejszym dniem, że nie zauważyłam towarzysza obok mnie. 

-Cześć - przywitał się. 

Nie odpowiedziałam mu.

-Słuchaj naprawdę nie chcę się kłócić.

Spojrzałam w jego oczy. Kurde, dostaję paranoi, bo widzę w nich ból, smutek, żal. Nie wiem, ale na pewno jest spięty wcześniejszymi wydarzeniami. 

-Musisz naprawić moje drzwi. - odezwałam się, a kątem oka, kiedy już odwróciłam głowę, widziałam uśmiech, który mówił, że wygrał.

-Co z nimi nie tak? - zapytał

-Przez twoje silne łapy wyglądają, jakby za chwilę miały wypaść z zawiasów. - zaśmialiśmy się

-Załatwione, naprawię je dzisiaj jeśli przyjmiesz przeprosiny.

Znów się nie odezwałam.

-Mam czekać? - podniósł brew - Będę czekać.

-Nie czekaj. Przy cze­kaniu nie budzisz się o 5 ra­no, re­zyg­nując z naj­lep­szych snów. Nie przychodzisz także z te­go po­wodu już przed 7 do biura. Przy cze­kaniu mle­ko nie tra­ci dla Ciebie smaku. Więc nie czekaj. - Wyciągnęłam rękę. - Sojusz.

Uścisnął ją, a iskierki z jego oczu jakimś magicznym sposobem przepłynęły do moich przez moją rękę, brzuch, zostawiając tam miliard czegoś, co ludzie nazywają motylami, klatkę piersiową, prosto do oczu. I wtedy zrozumiałam. Naprawdę lubię tego faceta i jego dziwactwa. Chyba lu­bię kom­pli­kować so­bie życie, jak­by już sa­mo w so­bie nie było wys­tar­czająco skomplikowane.

***

 
Dziękuję za czytanie! Dziękuję za 17k wyświetleń! Dziękuję za komentarze! To motywujące:)
Wydaje mi się, czy piszę coraz dłuższe rozdziały;))))))))?
Piszcie przemyślenia. Impreza to dobry pomysł? bo wiecie przyjaciółki Eleny zawsze potrafią ją w coś wpakować. A co z dalszą częścią publikacji? sama się nie napisze.
Buźki.
J.
30.01. godz. 4:00 nad ranem. tak, nad ranem. rozdział jeszcze nie opublikowany. stwierdziłam, że napiszę coś jeszcze i jakoś to wygląda. Żałuję, że nie zabrałam się za to wcześniej. Przez ostatnie dni ociekam weną. Oho! i właśnie słyszę swojego brata jak wraca z imprezy :D taki urywek z życia haha. Wracając. Przez ostatnie dni też dużo czytam. Dokładniej przez dwa dni przeczytałam jakieś 2000 stron. Nadrabiam dni ferii, w które nie robiłam nicccccccc;)

Nie wiem jak to będzie z rozdziałami, jak wrócę do szkoły. A to już w poniedziałek! EJ! Tak jak Elena obawiam się poniedziałku! PRZYPADEK? NIE SĄDDZĘĘĘĘ. W każdym razie, zobaczymy. Wyjdzie w praniu:)


środa, 27 stycznia 2016

7. Raging storm

Miłego czytania!:)
***

Leżałam i masowałam się po brzuchu. -Te pulpety były najlepsze jakie kiedykolwiek jadłam! - wykrzyczałam w zachwycie z podniesionymi rękoma. Znasz to uczucie, kiedy Twoje podniebienie zamienia się w niebo, żołądek delektuje się każdym kęsem, a później rozłożony na kanapie czeka na deser? No, to ja w tym momencie. Byłam najedzona do granic możliwości, ale zjadłabym jeszcze troszkę. Nigdy nie miałam nic lepszego w ustach. Oczywiście, przyznałam to po kilku sprośnych żartach na temat wkładania tego i owego do ust. Generalnie, robił genialne pulpety.

 -Co lubisz? - zapytał

-Co?

-Co lubisz?

Musiałam aż się wesprzeć na łokciach. Jeszcze raz. - Co?

-No wiesz...w wolnym czasie, o czym marzysz, cokolwiek. - czuł się zażenowany, no zupełnie tak, jak ja.

-Zaskoczyłeś mnie. - odpowiedziałam, kiedy on nalewał do kieliszków kolejną porcję nietaniego wina. Obserwowałam go niczym farbę na płótnie. Jego ruchy. To, jak się poruszał było nienaturalnie uzależniające. - No więc - kontynuowałam - nie wiem od czego zacząć.

-Od jedzenia - Zaśmiał się. O kurwa.

-Popcorn

-Co? - teraz on pytał

-Cholera, kocham popcorn! - wykrzyczałam po pijaku.

-Dobrze się składa. - odłożył filmy, które wybierał i poszedł do kuchni. Po kilku minutach wrócił z porcją ciepłego, ociekającego masłem, słonego popcornu.

-Lubię też auta - unikałam jego wzroku - Bentley GT - przeciągałam. Oczywiście żartowałam, ale powiedział coś przez co wytrzeszczyłam oczy, a garść popcornu, którą włożyłam do buzi chciała się ewakuować.

-Myślę, że da się coś z tym zrobić - mrugnął

Stało się. Doskoczył do mnie, jak do dziesięcioletniego dzieciaka. Krzyczał, żebym kaszlała i podniosła ramiona. Klepał mnie po plecach aż przełknęłam na spokojnie cały przysmak. Ale wstyd. Ten jakby nigdy nic się nie przejął. - Co dalej?  - Odchrząknęłam

-Em, no, lubię też oglądać filmy - trzeba mieć wiedzę, żeby samemu wódki nie pić. Ja jej nie mam więc do końca życia będę sama. Jeśli wiecie co mam na myśli, bo każdy do chuja lubi oglądać filmy! Żenada!

- To za łatwe! - Tak, zgadzam się Bieber - Każdy lubi filmy. Który oglądamy?

- Point Break. Wiem, ale co innego mam Ci powiedzieć - Gestykulowałam rękami - Sama nie wiem co lubię!

- Na pewno jest coś, o czym wiesz tylko Ty. A ja chcę Cię poznać. - No i kolejna fala kaszlu. Tym razem po winie.

- Okej! Mam coś!

-O tak! Dajesz dziewczyno!

- Lubię wstawać dużo wcześniej i po prostu być pierwsza na nogach. Co się nie sprawdza, bo mieszkam sama z kotem, a koty dużo śpią. Bardzo dużo.

-Lubię chodzić boso po drewnianej podłodze.

-Lubię też malować, ale po długiej przerwie ze świadomością, że nie pamiętam, jak to się robi. A tu miła niespodzianka, bo jednak wiem. - cichy śmiech.

-Rzadko mam czas na czytanie książek, ale lubię siedzieć w bibliotece na podłodze. Nie czytać. Po prostu siedzieć.

-Serio? - zaintrygowany Bieber. Zanotować.

-Tak, wiesz, te regały, ten kurz i studenci mnie odprężają.

Śmialiśmy się i rozmawialiśmy, tak zajęci sobą, że nie zauważyliśmy, kiedy skończył się film, którym w ogóle się nie zainteresowaliśmy. Pochłonięta gadaniem o sobie, odpowiadanie na jego pytania sprawiły, że zupełnie zapomniałam o nim. O zdobywaniu informacji do artykułu. Mina mi zrzędła, a alkohol szybko uleciał z mojego ciała. Tak właściwie, nic o nim nie wiem. - Ile masz lat? - wypaliłam.

- Dwadzieścia sześć, a Ty?

-Dwadzieścia pięć. Pochodzisz z Nowego Jorku?

-Nie. Z Kanady, ale całe życie mieszkałem w Pensylwanii.

-Gdzie dokładnie? Filadelfia?

-Pittsburgh.

-Nigdy tam nie byłam, a to nie jest daleko od Nowego Jorku. Masz rodzeństwo?

-Siostrę. Młodszą siostrę. - Uśmiechnął się na jej myśl, tak bardzo, że aż sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu szerokiego, jak banan.

Cieszyłam się z tego wieczora z Justinem, ale wiedziałam, że trudno mi będzie zachować relacje zawodowe, jeśli oczekuje ode mnie czegoś więcej. I to jest to nad czym muszę popracować. Intuicja podpowiadała mi, że właśnie tak było, i żebym uciekała, jak najdalej gdzie pieprz rośnie. On myśli, że świetnie się dogadujemy. I faktycznie, jest tak, ale racjonalna ja wie, że łączy nas tylko moja praca. I to, że pukał w moją ścianę.

Westchnęłam. W myślach już dobierałam synonimy do artykułu. Przekręciłam się na bok i bardziej wyciągnęłam. Totalnie się najadłam i w końcu robiłam się śpiąca. Justin położył się obok, bo miał szeroką kanapę. Położył rękę nieco wyżej, żeby było mu wygodniej i dosłownie lekki ruch wystarczył, żeby wtulić się w niego na całego. Patrzył na mnie w zamyśleniu. Chyba mu chodziło to samo po głowie.

Chciałam się wtulić? Może.

Chciał mnie przytulić? Zdecydowanie Tak. W końcu nie mam na sobie majtek.

-A, chrzanić. Będę się tulić. - Oznajmiłam i przekręciłam się tak, że moja twarz była pochłonięta jego świeżym zapachem. Pachniał, jak wiosenny deszcz.

-Czy ty mnie właśnie powąchałaś? - spytał.

-Być może - przyznałam.

-I jak wypadam?

-Pachniesz in­te­ligen­cją.

-Inteligencją?

-Tak. To naj­bar­dziej po­ciągający za­pach na świecie. 

Pachniało nie jak za­pach, tyl­ko jak człowiek, który pachnie. Gdy­by użył te­go pachnidła człowiek, który sam pachnie jak człowiek, mieli­byśmy wrażenie, że jest obok nas dwóch ludzi. Nie ważne. Nieza­leżnie od te­go czy za­pach jest miły czy nie, obej­mo­wanie mężczyzn przy­pomi­na zwyk­le al­bo tu­lenie się do szym­pansa, al­bo do nag­robka... mężczyźni "poz­wa­lają" ci się objąć bądź też próbują czym prędzej przeob­ra­zić tę naj­rozkoszniej­szą chwilę w orgię. Mimo że jedną rękę przerzuciłam przez jego tors, a drugą pod poduszkę, to nogi miałam przy sobie. Wszyscy wiemy dlaczego. I aż taka pijana nie jestem. A ten niczego nie próbował.

Wydawał się być zadowolony, ale udawał zaskoczonego. Od razu otulił mnie sobą, a ja leżałam otoczona męskim czarem.

***

Po kilku godzinach obudziłam się rozpalona ciepłem, które biło od, zdecydowanie większego niż mój kot, osobnika. Jednak nie tylko ja się ocknęłam. Pan Bieber również słyszał, to nieustające walenie do drzwi. No proszę, a myślałam, że wszelkie pukania, stukania, walenia zniknęły. Wprawdzie nie były to moje drzwi, ale irytowało tak samo.

Wygodna, jak na kanapę, sofa podniosła się, kiedy ciężar jego ciała odszedł. Przetarłam zaspane oczy i lustrowałam mojego towarzysza. Podszedł do drzwi i bez patrzenia w wizjer - i może to było błędem - zamaszyście je otworzył. Momentalnie na jego ramiona wskoczyła rozochocona Inez. -Justin, kochanie!- Tak. Brazylijka. Portugalka. Cokolwiek. Tak. Z nieziemskim tyłkiem i cyckami. Tak. Lepszymi od moich. Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że pier­si są zbyt duże.

Ja jedyne co robiłam, to leżałam. W wymiętej sukience, prawdopodobnie rozmazanym makijażem i tragedią na głowie. Tragedią, bo tego nie da się nazwać włosami. Mam dwa mózgi. No­woczes­ny i sta­roświec­ki. No­woczes­ny sza­nuje twoją wol­ność, upa­ja się to­leran­cją, wy­kazu­je zro­zumienie. Sta­roświec­ki chce mieć cię na wyłączność, nie ma za­miaru się z ni­kim dzielić, pod­ska­kuje przy każdym nies­podziewa­nym te­lefo­nie, wpa­da w popłoch na wi­dok ta­jem­nicze­go rachun­ku z res­taurac­ji, posępnieje kiedy poczu­je na to­bie ja­kiś no­wy za­pach, drży, kiedy zaczy­nasz dbać o kon­dycję al­bo ku­pujesz no­we ub­ra­nia, na­biera po­dej­rzeń, kiedy uśmie­chasz się przez sen, czu­je żądzę mor­du na samą myśl, że obej­muję go in­na ko­bieta, że czy­jeś ra­miona spla­tają się na jego szyi, że czy­jeś uda roz­chy­lają się pod nim...Chociaż nie powinnam tak myśleć. Rozsądek tak podpowiadał, a emocje się z nim zgadzały. ALE CZEMU TA KOBIETA PRZYSZŁA O TEJ GODZINIE. Do jego cholernego mieszkania. Ma chcicę, czy co?

Ale, jak godna rywalka wstałam, obciągnęłam białą tkaninę i ubrałam z powrotem szpilki. Byłam wściekła. Pieprzony bogacz. Wydawało mu się, że może mnie przyćmić. Okej, na początku tak było, i nadal myślałam o nim, nie chcąc o nim myśleć. Im bar­dziej o nim myślałam, tym większą czułam wściekłość, a im większą czułam wściekłość, tym bar­dziej o nim myślałam dop­ro­wadzając się do ta­kiego sta­nu, że nie mogłam już te­go znieść. Zat­ra­ciłam poczu­cie rozsądku. Wściekłość na włas­ne niedołęstwo, głupotę, błędy męczy mnie więcej jeszcze niż praw­dzi­wa rozpacz.  - Ty pieprzony dupku. - Krzyknęłam,stojąc zaraz za potężnymi barkami.

-El, wytłumaczę - no tłumaczył się i to jak.

-Żartujesz? - wyśmiałam go. Byłam całkowicie spokojna.

-Inez - zwrócił się do niej - umawialiśmy się na jutro na śniadanie - widać, że władał nim stres, ale nadal postępował bardzo profesjonalnie. Głos mu nie drżał, jak jakiemuś facetowi z dennego show.

-Nie mogłam się doczekać, żeby znów Cię zobaczyć. Specjalnie wzięłam wcześniejszy lot przed Twoją porą nocną. - kulała angielskim z jej portugalskim akcentem

-Dupku, nie wiedziałam, że masz porę nocną! - znów wykrzyczałam, wymachując rękoma, będąc kompletnie ignorowaną.

-Możesz przestać się drzeć?! - okej, stracił cierpliwość.

-Ja się nie drę!

-Wiedziałaś, że kłam­stwo głoszo­ne ja­ko praw­da dop­ro­wadza do wściekłości?!

-Ja nie jestem wściekła!

-Oczywiście, że jesteś wściekła! Mogę Ci to wytłumaczyć?!

-Nie! Daj mi wino, ja teraz mówię! - rozglądałam się w poszukiwaniu butelki

Mogłoby się wydawać, że nasza kłótnia trwała wieki i była gorsza od tej podczas naszego pierwszego poznania. Pół nadzy walczyliśmy o cukierki. Zupełnie, jakby to było wczoraj. Kompletnie nawalona trochę po­his­te­ryzowałam, po­wyty­kałam mu błędy, po­wiedziałam jaka jestem na niego wściekła i roz­mazałam makijaż. Było warto, bo teraz pewnie, by mnie tu nie było z głową nowego materiału i nie robiłabym tego samego, czyli histeryzacja, krytyka hipokryty i rozmazany makijaż.

Przez jakiś czas trwaliśmy w takim chaosie, dopóki nie usłyszeliśmy płaczu, który rozniósł się po mieszkaniu i korytarzu przez otwarte do tej pory drzwi. Hm, no to nie ja płakałam. Biebera nawet nie podejrzewam. Cholerna Inez z Brazylii właśnie się poryczała, jak mały bachor!

-Jezu, Elena, widzisz co zrobiłaś. - hipokryta. Oh, role się odwróciły, bo jeszcze niedawno, to on mnie nazwał hipokrtyką

Wybuchnęłam śmiechem. - Po raz kolejny. Żartujesz sobie ze mnie?

-Inez, czemu płaczesz? - pytał, jak taki potulny misio.

-Wy- wy tak krzyczycie, a-a ja nie wiem, czemu, wiesz, ze jestem delikatna i mało odporna na ha-hałas. - wybełkotała. Ja to w sumie nic nie zrozumiałam. 

-Lepiej będzie, jak już pójdziesz - zwrócił się do mnie. 

-Niech Ci będzie - wymierzyłam siarczystego przyjaciela krótkowzrocznego w jego brązowe tęczówki i trzasnęłam drzwiami. 

I znowu byłam wściekła! Kiedy ko­bieta chodzi wściekła, nie py­taj, dlacze­go. Naj­wy­raźniej nas­tał Dzień Gniewu. Na­leży uk­ryć się w schro­nie i pocze­kać, aż przej­dzie nawałnica.

***

CZEEEEEEEŚĆ!
co tam hehe
dużo próśb, dużo wejść; nowy rozdział VOILA + drama; nie ma za co 
czy tylko mnie irytuje felerna Inez XDDDDDDDDDDDD?
dobra kocham was, mam dziś dobry humor;)
J.

 

 
 



niedziela, 10 stycznia 2016

6. Just meat-balls...

Miłego czytania!;)

***

Muszę przyznać, że byłam bardzo podekscytowana całym przedsięwzięciem. Mężczyzna, który był moją osobą towarzyszącą musiał zapamiętać mnie całą umazaną w farbie. Przez całą drogę zastanawiałam się, którą galerię wybrał. Musiała być ona najbardziej ekskluzywna skoro włożył na siebie garnitur i dam sobie głowę uciąć, że był szyty na miarę! Więc i ja wskoczyłam w swoją najlepszą sukienkę. Gdybym wiedziała, że Pan Nieprzewidywalny mnie zaprosi kupiłabym coś nowego. Krótka biała sukienka, która sięgała mi do połowy ud z okrągłym dekoltem. Nie daje za wiele do myślenia. Do tego zabójcze szpilki, które już poznały Wallbangera. Nie przypadkiem je wybrałam. Zaskoczy was fakt, że nie mam pod spodem bielizny? Myślę, że nie. Bo jestem szalona.

Stałam przed lustrem, układałam włosy i sprawdzałam, czy na zębach nie odbiła mi się szminka. Nie ukrywam, że byłam otwarta na ewentualną wspólną kolację. Kiedy wszystko było na swoim miejscu mogłam już się zbierać. Do sukienki dopasowałam dłuższy szary żakiet, który w jej połączeniu stanowił maksimum ekstrawagancji na dziś.

Pożegnałam się z Claytonem, który od incydentu z ucieczką był bardzo grzeczny i wyszliśmy na korytarz.

-Pomyślałem, że później możemy wypożyczyć film - zaczął pierwszy, gdy schodziliśmy schodami

-To ludzie nadal wypożyczają filmy? - zażartowałam.

-Tak, nadal to robią. Za karę będziesz musiała obejrzeć to, co ja wybiorę. - odpowiedział.

-Dzisiaj?

-Tak, czemu nie. Chciałem porobić coś razem , no i przeprosić za, no wiesz, przy okazji obejrzeć coś upiornego. - MRUGNĄŁ DO MNIE!

-Czy to jest kryptonim "pomiziajmy się na kanapie, a potem uderzajmy w moją ścianę? - zażartowałam

-Chcę zawrzeć pokój. To jak? Film po wystawie? Mogę też coś ugotować.-  Ups, chyba się wkurzył. Byliśmy już na dole i szliśmy do wyjścia.

-Pomogę Ci i założę specjalnie fartuszek. Mówiąc o wystawie, opowiedz coś o niej. 

-Nic wielkiego. Jestem partnerem jednej z pracowni sztuki, której absolwenci mają dzisiaj prezentacje obrazów. Dzięki temu, że ją wspieram młodzi niedostrzeżeni artyści mają szansę zaistnieć. -wyjaśnił, kiedy prowadził mnie do jego auta. Wspominałam, że to cholerne Bugatti?

-Miło z Twojej strony.

Całą drogę jechaliśmy w milczeniu, bardzo komfortowym milczeniu. Żadnych dogryzek, kłótni, czy czegokolwiek. Chyba faktycznie szukał rozejmu.

Centrum galerii nie było duże, ale za to zachwycało duszę. Białe ściany, biała połyskująca podłoga, biały sufit, drzwi i okna. Jedną kolorową rzeczą były obrazy wywieszone na ścianach, czy poustawiane na sztalugach. Oczywiście białych. Obstawiałam, że tematem była abstrakcja. Nie każdy potrafił ją zrozumieć, ale dobre jest interpretowanie jej na swój sposób. To pobudza wyobraźnię, szczególnie wtedy, kiedy ma się słabość do takich mężczyzn jak Justin, a cholerna frustracja nie daje Ci spokoju. Na szczęście dzisiaj zwyciężyła racjonalna część mnie, która wiedziała, że to nie jest odpowiedni dla mnie mężczyzna. Zwłaszcza kiedy obsmarowanie go leżało w moich rękach.

Spacerowaliśmy i oglądaliśmy przedstawioną sztukę, ciesząc się swoją obecnością. Byłam pod wrażeniem, że Justin tak włącza się w pomoc innym. Nie rozmawialiśmy dużo. To cudowne obdzieranie cebuli z warstw. Serio. Nie jest łatwy do zrozumienia. Nie odpowiada na każde pytanie. Tutaj chodzi o zabieganie i staranie się. Uderzenia adrenaliny i motyle w brzuchu są wyczuwalne tylko wtedy, kiedy coś zaczyna się dziać.

-Długo malujesz? - zapytał.
 
-Mhm. - Wstrzymałam oddech, czując jego klatkę piersiową na plecach. Był bardzo blisko. Oglądaliśmy w tym czasie obraz młodzika.

-Masz talent.

-Skąd możesz to wiedzieć?

-Kiedy czekałem na Ciebie...trudno nie zauważyć tylu obrazów. - I tak większość z nich zapakowałam i wysłałam do składziku historycznego w Mendocino w Kalifornii. Dobrze, że malowidła znalazły nowy dom. 

-Nie mam czasu już na wykorzystywanie tych umiejętności.

-Dlaczego? 

Zacisnęłam mocniej usta. Do diaska, przecież nie powiem mu, że jestem w trakcie pisania o jego wielkim ego w spodniach, przez które sąsiedzi nie mogą spać. Nie odpowiem na to pytanie. Aktualnie rzuciłam sztukę, bo zajęłam się czymś nowym. Bieber'em. Zakładam, że będzie jeszcze na nią pora, że później zacznę malować obrazy. Że będę potrafiła równoważyć praktyczny aspekt życia z artystycznym, ale rodzina i praca bardzo mnie pochłonęły. Moje życie było dobre. Ale brakowało w nim namiętności. Przygody. Celu. Intrygi. Zachwytu i farby. W ostatnim tygodniu potrafiłam to znaleźć, teraz zaczęły się schody.

-Jesteś malarką? - Był bardzo natrętny.

-Nie, ale na studiach jako drugi przedmiot wybrałam sztukę. Przez jakiś czas bardzo chciałam się tym zajmować, ale musiałam myśleć przyszłościowo.

Staliśmy w ciszy przed turkusowym obrazem. Wykonany został z farb olejnych. Sygnowany i werniksowany. Przedstawia abstrakcję w pięknej gamie kolorystycznej. Jeżeli ktoś nazwał coś sztuką, jest nią.

-Kicz. - sprostował.

 -Gdyby nie było kiczu, nie byłoby wielkiej sztuki.

-Widzę małą rozbitą duszę z wielkim żalem nad sobą.

-Dokładnie, jak rozbity dzbanek. -  Widzieliśmy to samo i czuliśmy to samo. Każda sztuka opiera się na zderzeniu życiowych postaw i charakterów. Można stwierdzić, że rozumieliśmy się bez słów.

Zmierzaliśmy do wyjścia. Długo i intensywnie myślałam o malowaniu. Nawet po opuszczeniu galerii.

***
Byliśmy w jego mieszkaniu. Obiecał, że ugotuje coś dla mnie, ale z racji tego, że ja nie umiałam usiedzieć na miejscu, zaoferowałam pomoc. -Zupełnie się zatracasz,  kiedy masz do czynienia z jedzeniem. - wyjaśnił, kiedy formowałam pulpety.

-Zapamiętaj to, to bardzo przydatna informacja. - zapewniłam, kiedy brałam zamach, żeby go uderzyć. Zrobił unik. Przy okazji bardzo dokładnie mi się przyjrzał. Wodził wzrokiem po całym moim ciele.

-Nie żartowałaś z fartuszkiem. Nie wiem, czy powstrzymam się przed złapaniem go.

-Lepiej łap się za patelnie. - rzuciłam 

Po kwadransie na patelni smażyły się pulpety, a makaron się gotował, a my kończyliśmy pierwszą lampkę wina. Justin wyznał, że przepis poznał w Neapolu. Dużo podróżuje, bo nie lubi siedzieć w miejscu.

-To, co teraz? -zapytał Justin, ścierając blat i porządkując kuchnię. Która swoją drogą była większa niż moja! 

-Doprawiamy i nakrywamy do stołu. 
Zabrałam serwetki i poleciłam, żeby Justin wziął zastawę. Kiedy chciałam zacząć rozkładać talerze usłyszałam głośne dyszenie. W milczeniu obserwował jak pochylam się, żeby dosięgnąć do drugiej części stołu. Oddychał bardzo powoli.

-Co z tym robisz? - spytał cicho.

-Z tym? - pochyliłam się nad blatem i przy okazji nieco wypchnęłam tyłek do tyłu. - Rozkładam, pomógłbyś. - Droczyłam się z nim. -Wszystko w porządku, stary? To dopiero talerze, jeszcze sztućce, serwetki, szklanki... - wymieniałam i wymieniałam. Ale ubaw.

Justin mocno trzymał się krawędzi drewna. - Pulpety, pulpety. Idę sprawdzić pulpety. Tylko smażenie pulpetów. Wcale nie widziałem, że nie masz na sobie bielizny....

***

Siemka! I jak się podoba? Robię wszystko byleby się nie uczyć:D:D znacie to?
Niedługo mam ferie i postanowienie, żeby przez te dwa tygodnie wrzucać rozdział co drugi dzień, albo trzeci. Zobaczymy, jak wypadnę. Trzymajcie kciuki. 

JAK PREZENTUJE SIĘ NOWY SZABLON?
Wielkie podziękowania dla Lisa z bloga Graphic Foxes za jego wykonanie. Jest piękny. Piszcie co myślicie!
Buźka! 
J.