***
Zanim weszłam do mieszkania drzwi, którymi przed chwilą trzasnęłam znów się otworzyły. Aż za szybko. Odwróciłam się, a w nich stał zmieszany Justin. - Nadal mamy pokój? - zapytał.
Przewróciłam oczami - trzasnęłam drzwiami, swoimi drzwiami. Chciałam skręcić do kuchni, kiedy wystraszyło mnie walenie. - Elena, czy nadal mamy pokój?! - wrzasnął
-Odwal się, dupku! - tym razem ja - jak nie ściana, która jest cienka jak prześcieradło, to teraz drzwi! Nie masz dość?!
-Nie przestane walić dopóki nie odpowiesz, czy mamy sojusz!
Łup. Łup. Łup.
-Nie! Nie mamy! A teraz won, zanim zadzwonię po policję!
Walenie ustało, a ja w końcu mogłam odpocząć. Było późno, myśli dosłownie rozrywały mi głowę. Od jej pulsacji rzuciłam się na czekoladę i alkohol. Słodycz w nadmiarze, to rzecz obojętna, serio, a żądza przejada się równie prędko, jak cukier. Jeżeli chodzi o alkohol, to boję się tego, jak będę jutro się czuła, po tylu promilach, więc wolę być cały czas trochę pijana.
Nie żałowałam go. Naprawdę go nie żałowałam. I o matko, jakie on umie przyrządzić pulpety. W męskich ramionach, jest to poczucie bezpieczeństwa, którego mi w życiu trzeba. A w jego ramionach, silnych i umięśnionych, to już w ogóle. Jednak w mojej głowie zaświeciła się lampka kontrolna, która ostrzegała przed zbytnim zbliżeniem się do Wallbangera. Musiałam być ostrożna. Mówią, że ostrożność jest matką powodzenia. To nieprawda, bo gdyby była ostrożna, nie zostałaby matką, a kiedy nadejdą nieszczęścia, za późno na ostrożność.
Podobaliśmy się sobie i to bez wątpienia. Jednak jego kręci ognisty i długodystansowy seks. Okej, mnie też, ale on ma harem, a ja wolne od facetów. Więc lepiej trzymajmy się od siebie z daleka. Tak będzie najlepiej dla rozprawki o nim, której pierwszą część muszę oddać już za dwa dni.
Wzięłam kota pod pachę, bo potrzebowałam teraz męskiego towarzystwa, w drugiej ręce trzymałam resztę zaczętej czekolady. Weszłam do łóżka całkowicie, przygniatając Clayton'a. Nie przejmowałam się teraz ubraniem. Zestresowana, objedzona czekoladą i z kotem, który wydawał z siebie dźwięki wołania o pomoc, zasnęłam.
***
Kolejne uczucie nie do opisania. Poranek przyszedł, tak szybko, że czułam się, jakbym zamknęła oczy na sekundę i pojawił się nowy dzień. Bez sensu.
Obudziły mnie rażąco-przerażające promienie słońca, które całkowicie oślepiały moją spuchniętą twarz. No nie czułam się teraz, jak milion dolarów, a kiedy spojrzałam w lustro - zdecydowanie też, tak nie wyglądałam. Przyłożyłam dłoń do warg i zrobiłam wydech, a potem szybko powąchałam.
Róże, to to też nie były.
Pędem zerwałam się do szafy, żeby wybrać jakąś przyzwoitą spódnicę. Ubierałam się w pośpiechu i nie zwracałam uwagi na to, że z przodu bluzki miałam metkę. Wybiegłam z mieszkania, rozumiejąc, że winda będzie jechała wieki, dlatego wybrałam schody. Zbiegając o mały włos bym się nie zabiła, a kiedy pokonywałam ostatni stopień, przypomniało mi się o kluczach do auta i telefonie. - Kurwa! - krzyk rozniósł się po klatce schodowej. Biegłam w służbowych szpilkach po schodach. Nie było to wygodne. Zabrałam wszystko, co potrzebne z szafki, biorąc przy okazji torebkę z dokumentami. Po raz kolejny kilkadziesiąt stopni schodów i ciężkie metalowe drzwi oddzielające korytarz od klatki schodowej do przebrnięcia. Karciłam siebie w myślach za słabą kondycję. Moja kondycja jest bardzo zła, tak więc co chwile łapałam zadyszkę. Wsiadając do samochodu już widziałam przed sobą licznik szybkości, który osiąga maksymalną prędkość. Kiedy dotarłam pod biurowiec byłam usatysfakcjonowana; korki, skleroza, śmierdzący oddech nie powstrzyma mnie przed oddaniem ciekawych informacji o Bieberze i cieszyłam się, że wreszcie się ich pozbędę. Jednak tak się nie stało. Pocałowałam klamkę. PRZECIEŻ DZISIAJ JEST, KURWA, SOBOTA. Moja głowa opadła bezczynnie na kierownicę i rozbrzmiał dźwięk klaksonu.
Postanowienie na dziś? Zero alkoholu do trzydziestki.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do najważniejszych pań w moim życiu. - Macie ochotę na śniadanie?
Pochylałam się nad
umywalką w łazience. Westchnęłam. Pozwoliłam sobie na chwilkę fantazji i
wspomnień z poprzedniego dnia. Na szczęście moja wewnętrzna dziwka
szybko się ogarnęła, bo najbardziej przerażającym dźwiękiem
na świecie jest bicie własnego
serca. Nikt nie lubi o tym mówić, ale to prawda. Jest to dzika
bestia, która w samym środku głębokiego strachu dobija się
olbrzymią pięścią do jakichś wewnętrznych drzwi, by ją wypuścić. Boję
się? Jak cholera.
Poruszałam
się po kuchni w ciszy, bo każdy najmniejszy dźwięk doprowadzał mnie do
szału. Nawet nakrzyczałam na kota za to, że jego chrupki wydają okropnie
głośny dźwięk, kiedy sypie się je do miski. A to przecież nie była jego
wina.
Odmierzyłam sobie część zmielonych ziaren kawy i zalałam wrzątkiem. Pochylałam się nad kubkiem z kawą, podpierając czoło całkowicie skacowana. - Właściwie, jaki jest dzisiaj dzień? - zapytałam sama siebie. I stało się.
Odmierzyłam sobie część zmielonych ziaren kawy i zalałam wrzątkiem. Pochylałam się nad kubkiem z kawą, podpierając czoło całkowicie skacowana. - Właściwie, jaki jest dzisiaj dzień? - zapytałam sama siebie. I stało się.
Pędem zerwałam się do szafy, żeby wybrać jakąś przyzwoitą spódnicę. Ubierałam się w pośpiechu i nie zwracałam uwagi na to, że z przodu bluzki miałam metkę. Wybiegłam z mieszkania, rozumiejąc, że winda będzie jechała wieki, dlatego wybrałam schody. Zbiegając o mały włos bym się nie zabiła, a kiedy pokonywałam ostatni stopień, przypomniało mi się o kluczach do auta i telefonie. - Kurwa! - krzyk rozniósł się po klatce schodowej. Biegłam w służbowych szpilkach po schodach. Nie było to wygodne. Zabrałam wszystko, co potrzebne z szafki, biorąc przy okazji torebkę z dokumentami. Po raz kolejny kilkadziesiąt stopni schodów i ciężkie metalowe drzwi oddzielające korytarz od klatki schodowej do przebrnięcia. Karciłam siebie w myślach za słabą kondycję. Moja kondycja jest bardzo zła, tak więc co chwile łapałam zadyszkę. Wsiadając do samochodu już widziałam przed sobą licznik szybkości, który osiąga maksymalną prędkość. Kiedy dotarłam pod biurowiec byłam usatysfakcjonowana; korki, skleroza, śmierdzący oddech nie powstrzyma mnie przed oddaniem ciekawych informacji o Bieberze i cieszyłam się, że wreszcie się ich pozbędę. Jednak tak się nie stało. Pocałowałam klamkę. PRZECIEŻ DZISIAJ JEST, KURWA, SOBOTA. Moja głowa opadła bezczynnie na kierownicę i rozbrzmiał dźwięk klaksonu.
Postanowienie na dziś? Zero alkoholu do trzydziestki.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do najważniejszych pań w moim życiu. - Macie ochotę na śniadanie?
***
-Chyba się nie zakochałaś, co? - dopytywała się Julia, jedząc swoje jajka z bekonem. Była niedziela. Umówiłyśmy się na śniadanie. Typowo babskie śniadanie w ulubionym bistro Annie - Bo, ile razy ten fagas Ci się śnił?
-Zakochać? Zwariowałaś? To idiota.
-Oczywiście, że się nie zakochała! Nie pozwoliłabym jej na stracenie stołka u Joshua. - dopowiedziała Annie, odgarniając włosy z ramienia i wprowadzając tym w zachwyt cały stolik prawników, którzy nie spuszczali jej z oczu, odkąd weszła.
Julia rozsiadła się wygodnie na krześle, przyglądając mi się tym wzrokiem, przez który moja twarzy wyglądała teraz, jak wielki pomidor. - Odczep się, małpo - patrzyłam na nią, rumieniąc się ze złości.
-Właśnie, odczep się, małpo. El dobrze wie, że nie...- Annie zatrzymała się w pół słowa, krzycząc na całą knajpę. - KURWA ELENA!
Wzrok ludzi od razu skierował się na nas, jakby nie mieli nic innego do roboty.
-Kurde, Elena, błagam powiedz, że się w nim nie zakochujesz. Bo się nie zakochujesz, prawda? -naburmuszyła się Annie.
-Oczywiście, że nie, wy wariatki!
Julia poklepała mnie po ramieniu. - Ale jest niezły, co?
-Pewnie, że tak! Ale jest też bogatym snobem i dupkiem!
-Nie do wiary, że poprzedni sąsiedzi Cię nie ostrzegli. -powiedziała Annie, przejeżdżając palcem po szklance.
-Nie mogli, bo nikt tam nie mieszkał wcześniej. Wydawało mi się to super, teraz już tak nie jest. Nawet jeśli, to Justin dużo podróżuje, sam mówił i tak mówią sąsiedzi z dołu. Mieszka tam odkąd kupił budynek i nazwał go swoim nazwiskiem. Dupek, co? - Uświadomiłam sobie, że uzbierałam dość sporo informacji o nim, ale nadal nie wystarczająco.
-Wydaje mi się, czy wy niedawno zaczęliście mieć ze sobą spokój?
-Tak, ale w piątek po wernisażu, wbiła do niego ta, co krzyczy po portugalsku, kiedy szczytuje. On się wkurzył. Ja się wkurzyłam. Ogólnie dużo trzaskania drzwiami. I zamiast w ścianę, walił tym razem w drzwi.
-Kiedy oddajesz artykuł? - zaciekawiła się Julia.
-Pierwszą część w poniedziałek, a drugą za parę tygodni, może dłużej. Nie publikujemy po części, bo wszystko musi ze sobą współgrać i wszystko musi być w nim zawarte. Wydaje mi się, że Joshua musi to jeszcze sprawdzić.
-To może w następny weekend czas na jakąś imprezkę? - Annie klasnęła w ręce, a Julia od razu się zgodziła.
-Ale ma być kulturalnie. - pogroziłam palcem.
Wróciłyśmy do jedzenia. Do ożenku potrzeba kobiety, z którą człowiek nie tylko chętnie
by się przespał, ale jeszcze miał ochotę na wspólne śniadanie. Kochałam jeść śniadania.
-A masz z nim sprośne sny? Opowiadaj. - jedna zaczęła z ogromną radością.
Odpłynęłam do tych kilku nocy w ciągu dwóch tygodni, kiedy nawiedzały mnie sny z Wallbangerem w roli głównej. Sny nie mówią nam o tym, co się zdarzy, ale o tym, co dzieje się teraz.
Nie mówią przyszłości, ale odkrywają teraźniejszość, dokładniej
niż wielka myśl. Sny podpowiadają ci, kim jesteś, zwłaszcza
po dniu, który zamącił ci w głowie i zdruzgotał, zmuszając
do obowiązków i podporządkowania się regułom. Niektóre były przyjemne, a nie które takie, które zmuszały do obudzenia się z krzykiem. Sen, każdy sen, jest jak psychoza. Ze wszystkim, co do niej należy:
pomieszaniem zmysłów, szaleństwem, absurdem. Taka krótkotrwała
psychoza.
-Proszę dokończyć jeść, moje panie - poinstruowałam, kiedy zobaczyłam, że obydwie przyjaciółki czekają na dokładną relację.
***
Poniedziałek. Godzina 6:03. Zamykałam właśnie kartą swoje drzwi, które, albo mi się wydaje, po waleniu obluzowały się z zawiasów. To co dopiero jest ze ścianą... Przeszłam przez korytarz, docierając do windy. Półprzytomna kliknęłam guzik. Byłam tak przejęta dzisiejszym dniem, że nie zauważyłam towarzysza obok mnie.
-Cześć - przywitał się.
Nie odpowiedziałam mu.
-Słuchaj naprawdę nie chcę się kłócić.
Spojrzałam w jego oczy. Kurde, dostaję paranoi, bo widzę w nich ból, smutek, żal. Nie wiem, ale na pewno jest spięty wcześniejszymi wydarzeniami.
-Musisz naprawić moje drzwi. - odezwałam się, a kątem oka, kiedy już odwróciłam głowę, widziałam uśmiech, który mówił, że wygrał.
-Co z nimi nie tak? - zapytał
-Przez twoje silne łapy wyglądają, jakby za chwilę miały wypaść z zawiasów. - zaśmialiśmy się
-Załatwione, naprawię je dzisiaj jeśli przyjmiesz przeprosiny.
Znów się nie odezwałam.
-Mam czekać? - podniósł brew - Będę czekać.
-Nie czekaj. Przy czekaniu nie budzisz się o 5 rano, rezygnując z najlepszych
snów. Nie przychodzisz także z tego powodu już przed 7 do biura.
Przy czekaniu mleko nie traci dla Ciebie smaku. Więc nie czekaj. - Wyciągnęłam rękę. - Sojusz.
Uścisnął ją, a iskierki z jego oczu jakimś magicznym sposobem przepłynęły do moich przez moją rękę, brzuch, zostawiając tam miliard czegoś, co ludzie nazywają motylami, klatkę piersiową, prosto do oczu. I wtedy zrozumiałam. Naprawdę lubię tego faceta i jego dziwactwa. Chyba lubię komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.
***
Dziękuję za czytanie! Dziękuję za 17k wyświetleń! Dziękuję za komentarze! To motywujące:)
Wydaje mi się, czy piszę coraz dłuższe rozdziały;))))))))?
Wydaje mi się, czy piszę coraz dłuższe rozdziały;))))))))?
Piszcie przemyślenia. Impreza to dobry pomysł? bo wiecie przyjaciółki Eleny zawsze potrafią ją w coś wpakować. A co z dalszą częścią publikacji? sama się nie napisze.
Buźki.
J.
30.01. godz. 4:00 nad ranem. tak, nad ranem. rozdział jeszcze nie opublikowany. stwierdziłam, że napiszę coś jeszcze i jakoś to wygląda. Żałuję, że nie zabrałam się za to wcześniej. Przez ostatnie dni ociekam weną. Oho! i właśnie słyszę swojego brata jak wraca z imprezy :D taki urywek z życia haha. Wracając. Przez ostatnie dni też dużo czytam. Dokładniej przez dwa dni przeczytałam jakieś 2000 stron. Nadrabiam dni ferii, w które nie robiłam nicccccccc;)
Nie wiem jak to będzie z rozdziałami, jak wrócę do szkoły. A to już w poniedziałek! EJ! Tak jak Elena obawiam się poniedziałku! PRZYPADEK? NIE SĄDDZĘĘĘĘ. W każdym razie, zobaczymy. Wyjdzie w praniu:)
30.01. godz. 4:00 nad ranem. tak, nad ranem. rozdział jeszcze nie opublikowany. stwierdziłam, że napiszę coś jeszcze i jakoś to wygląda. Żałuję, że nie zabrałam się za to wcześniej. Przez ostatnie dni ociekam weną. Oho! i właśnie słyszę swojego brata jak wraca z imprezy :D taki urywek z życia haha. Wracając. Przez ostatnie dni też dużo czytam. Dokładniej przez dwa dni przeczytałam jakieś 2000 stron. Nadrabiam dni ferii, w które nie robiłam nicccccccc;)
Nie wiem jak to będzie z rozdziałami, jak wrócę do szkoły. A to już w poniedziałek! EJ! Tak jak Elena obawiam się poniedziałku! PRZYPADEK? NIE SĄDDZĘĘĘĘ. W każdym razie, zobaczymy. Wyjdzie w praniu:)